

Tutaj urodził się, wychował, a kilka lat temu powrócił na stałe. Nie ma pojęcia jak długo zamieszkiwali tu jego przodkowie, ale biorąc pod uwagę silne przywiązanie jego dziadka do tutejszych ziem, jest niemal przekonany że ich historia w cotton sięga sporej ilości pokoleń wstecz.
Jego stosunek jest raczej neutralny. Nie wykorzystuje każdej wolnej chwili na to, aby łączyć się z naturą, jednak z całą pewnością o wiele lepiej czuje się w jej otoczeniu, niżeli w środku miasta. Próbował, poniósł klęskę i raczej nie zapowiada się, żeby znów pociągnęło ją w stronę drapaczy chmur.
Przez wiele lat idąc za głosem rodziny bez głębszego namysłu oddawał głos na partię Republikańską. Aktualnie niechętnie bierze udział w głosowaniach i nie wykazuje pełnego wsparcia dla żadnej konkretnej partii.
Nie byli bogaci. Nie mieli domu z basenem, a jedynie niewielką chatkę na skraju Cottonwood z niewielkim gospodarstwem, któremudziadek poświęcał niemal cały wolny czas, ale nie żyło im się źle. Clifford od dziecka obdarzony dziwną umiejętnością cieszenia się z małych rzeczy, cieszył się tym co daje im los. Pomagał w gospodarstwie, zajmował się młodszym rodzeństwem i dosyć niechętnie, ale zdobywał średnie oceny w szkole. W gruncie rzeczy pod okiem dziadka wyrósł na całkiem łebskiego młodego człowieka, który może nie miał wielkich ambicji, ale też ze wszystkich sił starał się nie sprawiać większych problemów. Nie sięgał po narkotyki, nie przychodził pijany pod osłoną nocy, ani nawet nie złapał żadnej choroby przenoszonej drogą płciową! Wręcz przeciwnie – przez wiele lat trzymał się z paczką swoich miejscowych znajomych, powoli snując mniejsze i większe plany na to, co dokładnie czeka ich po wkroczeniu w dorosłość. Początkowo miał skupić się na pomocy dziadkowi i ewentualnemu rozwinięciu gospodarstwa w coś większego, ale jak to zwykle bywa – plany ewoluowały wraz z każdym kolejnym tygodniem jego życia.
Pomysł z wyjazdem do Salt Lake City narodził się niespodziewanie kilka miesięcy po skończeniu szkoły średniej i bynajmniej wcale nie był pomysłem samego Doherty. Neil – jego najlepszy przyjaciel jeszcze z czasów szkoły podstawowej – miał tam, jak sam twierdził kontakty. Kilku znajomych, którzy mogli im obu zaoferować całkiem niezłą pracę, a co za tym idzie solidne zaplecze finansowe. Nie było powodów, aby sam Ford w to nie wierzył. Neil nie był bowiem pierwszym lepszym chłopcem z biednego domu. Jego rodzina od pokoleń prowadziła jedną z największych farm w okolicy i nie dało się ukryć, że śmiało zaliczali się do najbogatszych mieszkańców Cottonwood Falls, a co za tym idzie ich kontakty w okolicznych stanach były wręcz czymś oczywistym. Nic zatem dziwnego, że ostatecznie dwóch naiwnych i spragnionych wrażeń chłopców po prostu podjęło się wyzwania.
Początki wydawały się aż zbyt dobre. Doherty wraz z najlepszym przyjacielem zostali zatrudnieni w firmie zajmującej się organizacją eventów dla grubych ryb w Utah. Szybkie wdrożenie i otwarcie na potencjalnych – jak i obecnych – klientów zagwarantowało im rosnące z miesiąca na miesiąc dochody. I chociaż wszystko brzmiało i wyglądało świetnie, Clifford nawet nie zauważył jak zaczęli w ten świat wnikać aż za mocno. Zaczęło się od coraz rzadszych wizyt w rodzinnym mieście, potem doszły nieodbierane telefony od najbliższych, imprezy na szeroką skalę i fakt, że z dnia na dzień coraz mniej przypominali samych siebie. Zwłaszcza Doherty. Mniej więcej dwa lata po przyjeździe do SLC problemy przybrały o wiele poważniejszy wymiar niż dotąd. Kilka poruszonych kontaktów, próba zrealizowania interesu na boku i inne nie do końca rozważne działania sprawiły, że znalazł się w sytuacji bez wyjścia. Jeden z podejrzanych typów z którymi zaczął robić interesy zaczął domagać się spłaty niewielkiego zadłużenia. Niewielkiego oczywiście tylko do pewnego momentu, bo jak szybko się okazało dług rósł w tym samym czasie w którym Clifford wszystkimi siłami próbował na niego nieudolnie zarobić. Pogróżki, poczucie bycie śledzonym i dwa spotkania bliskiego stopnia pięści z jego twarzą sprawiły, że musiał chwycić się ostatecznej próby ratunku – Neila. Nie było mu łatwo prosić go o pożyczkę, ale gdy to zrobił nie było mowy o odmowie. Jak się jednak okazało, wraz z włączeniem przyjaciela w całe to bagno, zamiast rozwiązania przyszło im się zmierzyć z jeszcze kolejnymi przeciwnościami.
Nie wiedział jak to wszystko właściwie się tak szybko potoczyło i to samo powiedział na przesłuchaniu zaledwie kilka godzin po tym, jak znaleziono ciało Neila. Jedyne co było mu wiadome to to, że zadarł z nieodpowiednimi osobami, które niepotrzebnie wprowadził w szczegóły życia swojego przyjaciela. Bo nawet jeśli chciałby zaprzeczyć i powiedzieć, że to nie on był winny tego, że jego życiowy kompan został porwany i zamordowany, to wiedział że nie mógłby okłamywać tak nawet samego siebie. I chociaż sprawcy ostatecznie zostali złapani, a on nie poniósł żadnej kary za swój długi język, to jego życie już nigdy nie było takie samo. Praca odeszła w zapomnienie, a jego najlepszym przyjacielem na długi czas stał się kieliszek. Nadal odseparowany od rodziny, każdy dzień zaczynał od niedopitej dzień wcześniej butelki taniego alkoholu. Był wrakiem, który błagał los o to, żeby każdy kolejny dzień był już jego ostatnim. Poczucie winy i żal zżerały go do tego stopnia, że gdy w końcu pewnego dnia stanęła przed nim jego siostra to z wielką trudnością w ogóle była w stanie go poznać.
Odbicie się od dna nie było łatwe i potrzebował na to nieco więcej czasu niż mógłby przypuszczać. Odwyk, terapie i ostateczny powrót do rodzinnego miasta były jednak zasługą przede wszystkim jednej osoby, która nie opuściła go kiedy był w swoim najgorszym stanie. Ona. Jedyna kobieta, jedyny człowiek, który zdołał stanąć twardo między nim, a butelka wódki na brzegu stołu. Wyciągnęła go z dołka stawiając na szali wszystko i pozwalając mu na nowo uwierzyć w to, że czeka go w życiu coś więcej niż tylko beznadziejne gapienie się na pustą ścianę. Nic więc dziwnego, że kiedy po miesiącach walki, kiedy tylko poczuł się wystarczająco silny klęknął przed nią na kolano i poprosił, aby nigdy nie musieli już być oddzielnie. I chociaż wszystkie znaki na niebie i ziemi najpewniej podpowiadały jej inaczej – zgodziła się wziąć udział w tym niepewnym rajdzie, pozwalając mu na stanie się na nowo facetem, którym chciał być zawsze.
- przez kilka lat pielęgnował w sobie słabość do alkoholu, przez co ostatecznie trafił na odwyk i terapię. Od ich skończenia minęło już kilka lat, jednak jak do tej pory mimo wielu pokus nie wrócił do nałogu. Niemniej, kiedy na horyzoncie pojawiają się większe problemy, już nieraz łapał się na ciągotach w kierunku domowego barku,
- uwielbia zwierzęta wszelkiej maści, jednak jego serce od lat należy głównie do psów. Od dzieciaka przygarniał do siebie bezpańskie kundelki, co do tej pory jest jego słabością. Dla odmiany – konie wzbudzają w nim dziwny niepokój, co najpewniej wygląda dość słabo w kontekście jego żony, która jest z nimi silnie związana,
- nie ma za grosz poczucia rytmu. Nie umie ani tańczyć, ani śpiewać, więc raczej stroni od tego typu aktywności,
- jego najlepszy przyjaciel jeszcze z czasów szkolnych – Neil – zginął tragicznie po tym, jak pomagał mu gdy Clifford był w finansowym dołku i nie był w stanie spłacać swoich długów. Wierzyciele wiedząc o statusie majątkowym Neila, zdecydowali się wyłudzić od niego większą ilość pieniędzy, a gdy to się nie udało pozbawili go życia. Do dziś dnia Doherty walczy z poczuciem winy i głównie dlatego jeszcze ani razu nie zjawił się na grobie przyjaciela,
- praca w kopalni nie jest absolutnie tym co chciał robić w swoim dorosłym życiu. Niestety przez wzgląd na swoje poprzednie doświadczenia i fakt, że jest to praca wymagająca od niego jedynie – a raczej głównie – tężyzny fizycznej podjął się jej już parę lat temu